niedziela, 3 czerwca 2012

Była sesja... prawie po

Sesja już prawie skończona. Prawie, bo przesądnie nie powiem, że sprawa zamknięta, bo czekam jeszcze na wyniki dwóch zaliczeń. Będzie ulga, ale nie będzie chwili oddechu. Dziś przeznaczyłam na 'nic nierobienie'. Mój organizm szaleje i chociaż wyniki mam świetne, to czuję się ostatnio jakbym goniła resztkami sił.
Będą wyniki pozytywne, będzie chwila ulgi, za to na pewno nie będzie wytchnienia, bo czas ruszyć z praca magisterską pełną parą. Powtarzam sobie, byle do września, byle tylko we września.
Do września, bo właśnie wtedy kończę rok akademicki, a tym samym studia i teoretycznie moje życie stanie się nieco normalniejsze. Również we wrześniu najprawdopodobniej (wg wszelkich aktualnych danych) stracę pracę.
Jakoś specjalnie się tym nie martwię, wprost przeciwnie. Chciałabym zamknąć ten rozdział i odnaleźć się w czymś innym, ciekawszym i nie ma co ukrywać bardziej opłacalnym (nie tylko pod względem finansowym).
Poza tym, ostatnio mam poczucie zmarnowanych dni, zwłaszcza jak w pracy zupełny bezruch: mogłabym poczytać, popisać, spędzić czas z dzieciakami, zrobić pranie czy zwyczajnie iść na spacer. Trzy dni zmarnowane... nie do końca; bo na szczęście jeszcze mi płacą ;)